Choć na pozór są swoim przeciwieństwem, siostry Małgorzata Kotlonek-Horoch i Agnieszka Kotlonek- Wójcik stworzyły duet idealny i wykreowały markę, która podbiły gusta kobiet na całym świecie.
Zaczęło się od kogutów z łowickiej wycinanki, którą tata Małgorzaty i Agnieszki sam przed laty wykonał i zawiesił w przedpokoju w ich radomskim mieszkaniu. Nim wzór kolorowych kogutów trafił na filcowe torebki i zapoczątkował błyskotliwą karierę sióstr oraz marki Goshico, Małgorzata i Agnieszka miały zupełnie inne pomysły na życie. – Agnieszka kierowała działem handlowym w firmie informatycznej, ja pracowałam jako charakteryzatorka w Teatrze Roma. Czułam jednak, że nie wykorzystuję w pełni swojego twórczego potencjału. Miałam mnóstwo pomysłów – wspomina Małgorzata. – Najpierw była biżuteria. Pierwsze dwanaście par kolczyków, które siostra zrobiła ze srebrnego drutu i niepotrzebnego naszyjnika, rozeszły się w jeden dzień. Kolejne, równie oryginalne, cieszyły się nie mniejszym powodzeniem – dodaje Agnieszka, która ośmielona sukcesem siostry, też postanowiła znaleźć artystyczne hobby. – Gdy byłam mała, babcia, zawodowa krawcowa, uczyła mnie szyć na maszynie. Więc Małgosia projektowała niepowtarzalną biżuterię, a ja zaczęłam tworzyć oryginalne torebki. Pierwsze egzemplarze powstawały na starej maszynie Łucznik, którą sprezentował nam dziadek – wyjaśnia Agnieszka.
– Początkowo wszystko robiłyśmy razem. Wynajmowałyśmy mieszkanie w Warszawie, jeździłyśmy do hurtowni wybierać materiały. Małgosia doradzała mi, jakie dobierać kolory do toreb, jakie materiały, wstążki, ja oceniałam jej bransoletki – opowiadają siostry.
– W 2008 roku wpadłyśmy na pomysł, by na jednej z toreb umieścić element polskiego folku – ozdobione kolorowe koguciki w lustrzanym odbiciu – wyjaśniają. Żadna z nich nie spodziewała się, że to właśnie dzięki nim Goshico w ekspresowym tempie zdobędzie stolicę i zapoczątkuje modę na etno wśród polskich projektantów. I że wkrótce do współpracy zaproszą je polskie ministerstwa, instytuty, muzea i lotniska, które ich filcowe torebki zdobione tradycyjnym folkiem uznają za szykowną esencję polskiego designu.
– Żeby praca szła sprawnie, intuicyjnie nauczyłyśmy się, jak tworzyć duet idealny. Na co dzień jesteśmy swoim przeciwieństwem, ale świetnie się uzupełniamy. Ja jestem ekspresyjna, Agnieszka bardziej wyważona – tłumaczy Małgorzata. – Aga skończyła ekonomię, ma doświadczenie w korporacji, ja jako plastyczka i freelancer nie znoszę papierologii i biurokracji. Więc od początku naszej działalności podział był jasny – ja zajmowałam się stroną artystyczną firmy, promowaniem marki i projektowaniem wzorów, a Agnieszka konsekwentnie wprowadzała je w życie, ogarniała kasę fiskalną i nadzorowała produkcję – mówi Małgorzata. – Dziś zamiast jednego Łucznika mamy profesjonalny park maszynowy, a firma rozrosła się tak, że krojeniem, szyciem i sprzedażą zajmują się inne osoby.
– Co do jednego zawsze byłyśmy zgodne – każda nasza klientka zasługuje na pełnowartościowy produkt, więc jakość i oryginalny design to nasza wizytówka – przekonuje Małgorzata. – Dziś oprócz polskiego folku mamy wiele innych nowych modeli. Ostatnim hitem jest torebka amulet. Niezwykle elegancka i kobieca. Przy zakupie przewiązana jest złotą nitką. Zrywając ją, trzeba pomyśleć marzenie i mieć torebkę cały czas blisko siebie. Ponoć działa stuprocentowo
– uśmiecha się Agnieszka.
– Kiedyś życie osobiste zlewało się z pracą. Po wielu godzinach w firmie
i tak wisiałyśmy na telefonie, żeby omówić kwestie zawodowe. Dziś staramy się oddzielać te dwie sfery. Na spotkaniach rodzinnych nie ma rozmów o biznesie. Weekend jest świętością, to czas dla bliskich i dla własnych zainteresowań, które dają nam trochę wytchnienia od pracy. Ja jeżdżę po świecie, obserwuję ludzi i to, jak się ubierają – mówi Małgorzata, a Agnieszka relaksuje się w swoim ogrodzie i na spacerach w lesie.
Fot. Goshico